sobota, 27 lutego 2010

NIEdawno temu w Ameryce Cz.4

Intencją Obamy która jest ukryta w jego kwiecistych słowach nie jest ani pokój ani też wolność. Jest on człowiekiem na czele frontu demagogii tych samych sił które sterowały Bushem juniorem, Clintonem, Bushem ojcem, Reganem, Carterem, ad infinitum; ale różnica jest taka że szum wokół jego osoby został doprowadzony do tak histerycznych rozmiarów, że może on pójść dalej niż jego poprzednicy, co najmniej do momentu aż zmniejszą się jego wielkie zastępy zahipnotyzowanych zwolenników. I jasne jest, że zajmie to trochę czasu.






Kiedy byłem dziennikarzem 30 lat temu, przeszedłem etap używania techniki którą dziennikarze pism brukowych stosują wobec kogoś z kim chcą rozmawiać. Oni pracują w parach i jeden z nich puka do drzwi rodziny w niedoli która nie chce rozmawiać z mediami. Mówi on że nie jest z mediów oraz zapewnia że dla nich nie pracuje i traktuje ich w sposób agresywny i lekceważący doprowadzając do jeszcze większego stresu. Wtedy wychodzi a do drzwi puka jego kolega który mówi że jest z gazety i gra rolę grzecznego chłopca. Mówi on że rozumie całkowicie jak nieznośny był tamten mężczyzna i jeżeli zgodzą się w drodze wyjątku na wywiad, to obiecuje że ani ten mężczyzna ani nikt inny nie będzie więcej ich niepokoił. Oni zwykle się zgadzają i przekręt się udaje.
Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o Busha i Obamę. Neokonserwatywne „Republikańskie” skrzydło Illuminati (masoneria) sterowało Bushem przez osiem lat i doprowadziło kraj do zagranicznych wojen i kryzysu finansowego ( zły chłopiec/problem); teraz „Demokratyczne” skrzydło, kierowane przez niechlubnej pamięci Zbigniewa Brzezińskiego, wykreowało „zbawcę” - Baraka Obamę aby poprowadził nas ku świetlanej przyszłości pod hasłami: „nadzieja” i „zmiana” (dobry chłopiec/rozwiązanie problemów).
Stąd nawet co bardziej świadomi ludzie mówią: „Ale przynajmniej to nie Bush”.
Pomijając niezdefiniowane słowa „nadzieja”, „zmiana” i „wiara”, niewielu ma jakiekolwiek pojęcie jaka będzie polityka Obamy. Jego odbiór przez ludzi pochodzi z wyobrażenia o nim lub autoprojekcji, nie zaś z autentycznego wizerunku ukrywanego w potoku słów.
Jest „wyobrażenie” że Obama jest przeciw wojnie, ale nie jest. Jak może człowiek który kontynuuje wojny w Iraku i Afganistanie i żąda zwiększenia kontyngentów, szczególnie żołnierzy z Europy być przeciw wojnie? Mówił także że jest przygotowany do bombardowania celów w Pakistanie i do użycia wojska aby powstrzymać Iran przed budową broni atomowej i mianował Hillary Clinton (Bildberg Group, Trilateral Commission, Council on Foreign Relations) na stanowisko Sekretarza Stanu i powtórnie mianował członka administracji Busha Roberta Gates-a (Bildberg Group, Council on Foreign Relations) Sekretarzem Obrony. To właśnie jest „zmiana/change” w którą możemy „wierzyć/believe”.




Obama zapewnia że jest „zjednoczeniowcem”, co jest dokładnie tym samym co mówił Bush o sobie zanim objął urząd, ale sama jedność stanowi problem. Nazistowskie Niemcy były zjednoczone w początkowych latach wojny, ale czy była to dobra rzecz? To co jest istotne to to w jakim celu ta jedność została zaprojektowana, zaś dosyć chwalona „jedność” Obamy ma na celu „zainspirować/inspire) masowy ruch dla poparcia Orwellowskich planów masonerii.
Jego stała retoryka na temat „łączenia się ludzi” może zostać użyta do usprawiedliwienia idei połączenia Stanów Zjednoczonych, Kanady i Meksyku w Związek Północnoamerykański; to może zostać użyte do podważenia amerykańskiej suwerenności na korzyść „społeczeństwa światowego” (światowa dyktatura nazywana często „rządem światowym”). Ona może zostać użyta do zjednoczenia wierzących w tą ideę w opozycji do niewierzących i w celu ich potępienia, co jest dokładnie tym, co zdarzyło się w nazistowskich Niemczech z paleniem książek i gwałtownymi represjami w stosunku do tych, którzy sprzeciwili się hitlerowskiemu reżimowi.
Potencjał Obama-manii jest niewyczerpany jeśli chodzi o promowanie idei faszystowskich jako „nadziei, zmiany, wolności i „Nowej Ameryki”, albo „Nowego Świata” a faktycznie „Nowego Porządku Świata” (ang. New World Order), co jest ostatecznym celem masonerii.
Bush i Cheney byli przejrzystymi podżegaczami do wojny i zawsze musieli walczyć o nowe pobory do wojska przeprowadzając je wbrew woli powoływanych. Dla Obamy korzystającego z aktualnego klimatu nie jest to takie trudne. Na litość Boską, przecież on już mówi o przymusowej służbie publicznej dla szkół średnich, szkół wyższych i studentów college-ów i tworzeniu ludowej armii w Ameryce.
To dlatego twierdzę, że Obama jest dużo bardziej niebezpieczny dla wolności niż Bush. W przeciągu ostatnich ośmiu lat Bush mógł tylko przebyć część drogi do faszyzmu – Obama ma potencjał dokończyć robotę, z tych wszystkich powodów które wymieniłem i wielu innych.

Ciąg dalszy nastąpi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz